Jest jedno miejsce w którym jadłem najlepsze ziemniaczane gratin. Jest to warszawskie Butchery&Wine, gdzie gratin jest podawane od lat jako dodatek do steków [edit: chyba już nie]. Dopracowali tam produkcję tej ziemniaczanej zapiekanki do perfekcji. Moje gratin jedynie na kilka metrów się zbliża do ich majestatu. Jednak nie miałem wolnych kilku miesięcy na dojście do takiego poziomu. Moje gratin jednak każdy może z powodzeniem odtworzyć w domowych warunkach. Jedyny sprzęt, bez którego się nie obejdziecie to porządna mandolina.
Przyznam się szczerze, że właśnie dla tego przepisu kupiłem sobie mandolinę japońskiej marki Benriner. Plasterki ziemniaka muszą być cieniutkie jak opłatek. Pamiętajcie też, że gratin to nie jest zapiekanka ziemniaczana na wieczorną kolację. Dobre gratin robi się dwa dni i nie piszę tego, żeby was wystraszyć. Jeśli już macie gotowe gratin w lodówce, to przez kolejny tydzień możecie codziennie robić sobie tą chrupiącą przyjemność.
A co zrobić ze śmietaną pozostałą po moczeniu ziemniaków?
Polewać nią warstwy układanych plastrów na przemian z masłem?
Który model Benriner masz i dlaczego akurat ten?