Także mam kopę tego miso i zacząłem z nim gotować. Pierwsze co mi przyszło do głowy to zupa miso, która zwykle jest takim zwiewnym dodatkiem z mięciutkim silken tofu i pływającymi gdzieniegdzie jak szczaw w szczawiowej glonami wakame. Jak dla mnie zdecydowanie nadaje się do zrobienia tego jeszcze lepiej. Może purystów urażę, bo po co mieszać w prostocie, ale nie byłbym sobą. Wszystkich z otwartymi głowami zapraszam na przepis na moją ZUPĘ MISO, tylko lepszą.
Zanim powstał ten przepis zrobiłem chyba z kilkanaście misek. Przepis powoli zaczął się krystalizować. Kiedy byłem już zadowolony z płynu, zacząłem bawić się dodatkami. Klasyczne "przeszkadzajki" w postaci silken tofu i glonów wydały mi się trochę zbyt skromne. Chciałem stworzyć z tego bardziej treściwy posiłek. Właśnie dlatego moją wersją docelową, którą wam serdecznie polecam jest "dojebana" z jajkiem marynowanym, z makaronem, podsmażonymi grzybkami olejem chilli. Jest to przepiękny, pełnowartościowy posiłek, który nigdy mi się nie znudzi.
Jakie wy macie doświadczenia z zupą miso? Dajcie znać w komentarzach lub w moich mediach społecznościowych.
Sprawdźcie też przepis na mój Ramen Tonkotsu, skąd weźmiecie przepisy na bulion dashi i marynowane jajko.
Zupy miso się nie gotuje, tylko zalewa wrzątkiem. Przygotuj wszystkie składniki w rondelku, zalej gorącą wodą i wymieszaj rózgą. Tutaj mała uwaga. Jestem wielkim fanem bulionu dashi w proszku i jeśli możecie to też się w niego zaopatrzcie. Nie trzeba za każdym razem robić bulionu dashi od podstaw (tutaj macie przepis). Dodatkowej warstwy smaku może nadać koreański, wołowy bulion w proszku dashida - także gorąco polecam zakupić i mieć na wszelakie okazje. Płyn można zamieszać zaraz przed podaniem, żeby nic nie wystygło.
Z dodatków, które trzeba przygotować wcześniej to glony wakame, które trzeba nawodnić. Osobiście nie przepada za ich morsim zapachem, dlatego namaczam je ponad godzinę i 2-3 razy wymieniam wodę, żeby pozbyć się zapachu. Na koniec, dokładnie odciskam na sicie i kroję w mniejsze części. Na 4 porcje wystarczy mała garść suchych glonów.
Co do tofu, to najlepsze będzie silken. Tutaj pozostanę wierny tradycji. Trzeba je tylko delikatnie pokroić i dodać. Jeśli jednak nie macie takiego po ręką, to możecie użyć miękkiego tofu, ale najlepiej wcześniej zalać je wrzątkiem, żeby jeszcze bardziej zmiękło (pokrojone w kostkę oczywiście).
Liście pak choy zwykle blanszuję kilka sekund we wrzątku. Można też dodać surowe i zalać gorącym bulionem.
Także wszystkie wymienione wyżej dodatki wkładamy do miski, dodajemy jeszcze oleju sezamowego i zalewamy wymieszanym bulionem. Posypujemy prażonym sezamem i pokrojonym szczypiorkiem. To jest moja wersja podstawowa.
Różni się tylko większą ilością dodatków. Jeśli jednak chcecie to możecie w tej wersji dodać trochę więcej dashi w proszku, trochę więcej miso i bulion dashida w proszku.
Jajko marynowane w sosie sojowym Ajitsuke Tamago zrobicie z tego przepisu.
Makaron przygotowujemy według zaleceń producenta. Ja robiłem już z różnymi makaronami, chyba najbardziej mi pasuje szeroki ryżowy. Próbowałem też z glass noodles z manioku i pszennym makaronem jak do zupek instant.
Boczniaki podsmażam na oleju roślinnym i na koneic doprawiam nieco sosem sojowym.
Do miski dodajemy jeszcze ok. 2 łyżeczki oleju chilli z całym tym "szumem". Kiedy wszystkie dodatki z dwóch list są w misce, wtedy zalewamy gorącym bulionem. Jest to zdecydowanie pełny posiłek, śniadaniowy, obiadowy, a nawet kolacyjny, bo to w sumie lekkie i łatwo strawne danie.