Tego samego dnia zabrałem się do roboty. Sprawiłem kurki, a robię to metodą łatwiejszą, ale paradoksalnie dłuższą niż pozbywanie się zanieczyszczeń pędzelkiem. Mianowicie robię kurkom najpierw kąpiel w zimnej wodzie, a później prysznic. W pierwszym procesie piasek zgodnie z grawitacją osiada na dnie naczynia, a później pozbywam się większych nieczystości. Tak odcedzone kurki suszę na ręcznikach kuchennych przez wiele godzin na słońcu.
Bób zwykle jadam ze skórką, ale do wykorzystania kulinarnego, gdzie liczy się estetyka wolę obrany. Także po wstępnym ugotowaniu w osolonej wodzie (ok. 7-8 minut) zahartowałem w zimnej i obrałem. Zależało mi na tym, żeby bób był ugotowany, ale nie rozpadał się i zachował swój zielony kolor.
Tak przygotowane składniki trafiły na moją ulubioną żeliwną patelnię w towarzystwie wędzonej słoninki, ziół i dojrzałego sera. Zamysł jest taki, żeby i kurki i bób był po tym procesie chrupiący. Wiem jak to zrobić. Zapraszam na przepis.