Zdecydowanie jestem osobą, która zbyt daleko wybiega w przyszłość. Szczególnie jeśli chodzi o gotowanie. Lubię zacząć podróżowanie od opanowania kanonu gastronomicznego danego regionu. Bardzo chcę odwiedzić Japonię i Koreę. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale moja podróż na łyżce (a raczej na pałeczkach) rozpoczęła się już kilka lat temu. Zaczęło się od fascynacji restauracjami, przez nieśmiałe próby gotowania, po odważne pomysły na łączenie czy łamanie przepisów w stylu fusion.
Moja ostatnia podróż zatrzymała się, kiedy dostałem objawienia na temat pasty miso. Odkrycie było na miarę skrapiania wszystkiego sokiem z cytryny, żeby lepiej smakowało zamiast nadmernego solenia. Jasna pasta miso jest świetną bazą dla intensywnych i lepkich sosów do chrupiących warzyw. Wystarczy dodać trochę masła, miodu i soku z cytrusów. Podgrzać, połączyć i gotowe dosłownie w 3 minuty.
Mój pomysł z zimnym makaronem Udon (można kupić w każdym sklepie typu Kuchnie Świata i na działach z kuchnią etniczną w marketach) i chrupiącym bobem to propozycja na letnie upały. Kto by pomyślał, żeby jeść zimny makaron, ale uwierzcie, że propozycja równie sycąca, co odświeżająca. Wszystko można posypać prażonym sezamem i ziołami, np. miętą czy bazylią. Ja mam na balkonie szałwię ananasową i według mnie idealnie się wpasowała w całość.
Wykonanie: