Czasem tak mam, że wpadam na jakiś pomysł, który w danym momencie wydaje mi się zabawny i fajny. Nauczyłem się, żeby w takim przypadku od razu przejść do realizacji, zanim stwierdzę, że to głupie i bez sensu. Tak było i tym razem, kiedy przyjechałem do Marcina do jego studia Bitambutam na warszawskim Wawrze. Mówię mu - "słuchaj Marcin, nakamerujmy coś u Ciebie w studio, coś w twoim stylu, coś azjatyckiego. Tylko pomysł jest taki, żeby nakręcić to maksymalnie spontanicznie, bez ustawki, bez scenografii. Czysta surówka. Co wyjdzie to wyjdzie". W trakcie, kiedy szło nam tak sobie, pomyślałem, że powstanie z tego materiału najgorszy film kulinarny świata... jeśli kiedykolwiek zabiorę się za montaż tego dzieła. Nic nam nie szło. Problemy sprzętowe, zapełnione karty, słońce zaszło, gorący olej mało się nie wylał i zapalił, ryba się przypaliła, pomyliliśmy sosy... Ale wiecie co? Wszystko to zostawiłem w nagraniu. Bo najważniejsze, że wyszła nam przepyszna kanapka. wietnamska Banh Mi, której smak będę długo pamiętał. Popełniliśmy hardkorowy fusion różnych kuchni, której żaden szanujący się, tradycyjny chef kuchni nam nie wybaczy. Mam to jednak gdzieś, a was zapraszam na świetny przepis. Enjoy!