Czyli popularna we Włoszech pieczeń z rolowanego boczku. Porchettę najlepiej zrobić nad ogniem często obracając na specjalnym pręcie. Można też zrobić na grillu z pokrywą metodą niebezpośrednią. Można też zrobić taki boczek w piekarniku jak i ja zrobiłem tym razem.
Co ciekawe, Włosi najczęściej jadają porchettę na zimno, pokrojoną w cienkie plastry w kanapkach. Ja jednak proponuję potraktować ją jako pieczeń na obiad. Co do mięsa, to nie bójmy się boczku. Nie jemy go codziennie, a i tak radzę wybierać chudsze kawałki, bo podczas pieczenia i tak większość tłuszczu nam się wytopi. Porchettę można robić z nadzieniem lub bez. Ja postawiłem na odpowiednie zamarynowanie mięsa bez nadzienia. Włosi nie przepadają za ogromem składników, więc też starałem się ograniczać, ale chciałem żeby moja pieczeń miała wyraźny charakter. Znajdziecie tam koper włoski, skórkę cytrynową, rozmaryn, czosnek i szałwię. Pozwólcie mięsu marynować się dwa dni, a nie pożałujecie!
Dodatki wybrałem iście sezonowe. Na targu kupiłem młode ziemniaki i szparagi. Ugotowałem je najprościej jak potrafiłem. Jedyne co zmieniłem to masło na oliwę, żeby było już do końca po włosku. Zrobiłem też odświeżającą salsa verde z pietruszki i skórki cytrynowej. Do tego polecam chrupiącą i ciekawie anyżową sałatkę z kopru włoskiego. Sprawdzi się zarówno z wieprzowiną jak i rybą.
Jakiego sprzętu użyłem do gotowania?
Jako, że tę serię moich przepisów na niedzielne, rodzinne obiady wspiera polska marka naczyń kuchennych Valdinox, spieszę opowiedzieć trochę o tych magicznych garnkach. Do wszelkiego rodzaju pieczonych mięs wykorzystuję ostatnio brytfankę 5,7 l z serii Expert. Potrafi zmieścić naprawdę sporą pieczeń i jest solidnie wykonana. Do gotowania ziemniaków i szparagów użyłem pięknych garnków z serii Chrome. Naczynia wyglądają świetnie. Wykonane są z grubej, nierdzewnej stali nierdzewnej i mam przeczucie, że jeszcze mnie przeżyją. Każdy garnek ma szklaną pokrywkę i może być zapiekany w piekarniku do 220 stopni lub do 180 z pokrywką.