Jednak w 2014 roku został wypisany z listy chronionych grzybów, od tamtego czasu jest częściej zbierany i używany przez domowych kucharzy (w restauracji nigdy nie widziałem przygotowanych z niego dań).
Na moje egzemplarze, których użyłem do tego przepisu, natknąłem się przypadkiem w niewielkim, choć odizolowanym lesie na północnym-zachodzie województwa Mazowieckiego. Od razu część przeznaczyłem do suszenia, część wrzuciłem w solną marynatę i całość zapasteryzowałem. Zrobiłem też słoiczek przecieru z podsmażonych grzybów na maśle. Myślę, że powstaną z tego grzybowe uszka na święta.
Chwilę zastanawiałem się się jak na ciepło podać kozie brody. Zrobiłem oczywiście obowiązkową jajecznicę. Dużo słyszałem od czytelników o "flaczkach" z siedzunia, jednak miałem trochę za mało grzybów, żeby się za to zabierać. Postanowiłem więc zrobić sos. Sam grzyb w smaku i konsystencji przypomina mi młode orzechy włoskie, takie obrane z żółtej skórki. Pomyślałem więc od razu o palonym maśle, żeby w tym "orzechowym" aromacie utopić moje grzyby. Lekko zagęścić i podlać pszenicznym piwkiem. Od razu chciałbym zaznaczyć, że to nie powinno być mocno chmielone piwo, dlatego wybrałem pszeniczne, które ma prawie niewyczuwalną goryczkę. Piwo podczas gotowania odparuje i mocno gorzkie zabije zupełnie smak. Możecie też użyć szklanki białego wina, ale nie dodajcie proszę żadnego pilsa ani ipki. Na koniec wymieszać z cudownymi kluseczkami i gotowe. PRZEPYSZNE!