Idąc tym tokiem myślenia pesto, poza brakiem parmezanu, postanowiliśmy trochę spolonizować. Połowę bazylii zamieniliśmy na natkę pietruszki, a połowę oliwy na mój ukochany olej rzepakowy tłoczony na zimno. Zamiast orzeszków pinii jest prażony słonecznik, co nie ukrywam znacząco obniżyło koszty produkcji, a sos dalej był pyszny.
Na koniec doprawienie. Mamy tradycyjnie sól, pieprz i sok z cytryny, jednak coś musiało zastąpić smak parmezanu, który daje takie przyjemne odczucie. Ciężko to opisać, niektórzy ten smak nazywają umami.
Ja kiedy jem parmezan po prostu się lepiej czuję i jest on dla mnie niczym narkotyk. Nie zważając na nic, sypnęliśmy wielką szuflę płatków drożdżowych. Podziałało! Okazuje się, że z płatkami drożdżowymi praktycznie nie da się przesadzić i można ich dodać do jedzenia całkiem sporo. Nie jest tak jak z solą, że za dużo sprawi, że jedzenie stanie się niejadalne.
Co najważniejsze, pesto zasmakowało nie tylko nam, na Nocnym Markecie dobre recenzje otrzymaliśmy nie tylko od wegan, ale także od mięsarian. Cel osiągnięty, bez wstydu mogę więc podzielić się z Wami przepisem.
Jako ilustrację przepisu zrobiłem coś co jedliśmy w Toskanii w Pontremoli. W jednej z polecanych przez naszego landlorda Josha kanjpek (lepiej o tej wizycie pisze Ania w przewodniku po Toskanii). Danie nazywa się Testaroli al Pesto. Czym jest testaroli? To jest taki rodzaj naleśnika, którego miejscowi używają często zamiast makaronu. Robi się go z mąki i wody, więc nie jest to żadna filozofia. My kupiliśmy gotowe placki na targu w Pontremoli. Dobry przepis na testaroli znajdziecie tutaj. Oryginalnie ponoć się gotuje pocięte wcześniej placki i później łączy z pesto, ja zrobiłem to trochę inaczej. Na patelnię dodałem trochę oliwy, na której podsmażyłem trohcę świeżej szałwii. Wrzuciłem pokrojone w grube paski testaroli i dolałem kilka łyżek wody. Zamieszałem i nałożyłem przykrywkę. Całość doszła już w 5 minut na parze. Następnie dodałem kilka łyżek pesto, pomidorków i zamieszałem. Tak powstał obiad w 10 minut.