O co w ogóle chodzi z suszoną wołowiną? Jest kilka zasad. Po pierwsze, mięso. Szukamy kawałka z jak najmniejszą zawartością tłuszczu. Najlepiej nadaje się polędwica wołowa, ja jednak przetestowałem chudy kawałek ligawy, który jest połowę tańszy, a nadaje się idealnie do suszenia. Po drugie, marynata. Moim magicznym składnikiem jest whisky. Jak widać, nie szczędzimy jej. Mięso ma być “do szpiku” przesiąknięte tym rudym płynem. Po trzecie, technika. Żeby zwiększyć efekt do marynowania użyłem syfonu, który dzięki ciśnieniu dokładniej penetruje tkanki, nasączając je smakiem. Ostatnim składnikiem jest temperatura i czas. Mięso nie ma się upiec tylko wysuszyć. Naturalnie mięso było suszone na słońcu. My nie mamy jednak takiego słońca i temperatury, dlatego trzeba sobie radzić. Możesz suszyć w piekarniku z termoobiegiem w temperaturze ok. 50 stopni, albo w suszarce do grzybów, którą rekomenduję (koszt ok. 150 zł). Takie mięso powinno suszyć się ok. 5 godzin. Niech wystygnie i już możesz cieszyć się jego smakiem. Koniecznie spróbuj jak smakuje z twoją whisky, którą użyłeś do marynowania!
Zapowiada się bardzo interesująco. Szukałem przepisu na suszoną wołowinę by zadebiutować z tematem a pomysł z whisky zaintrygował mnie. Na pewno spróbuję – jutro kupię w sklepie Gzelli ligawę i rozpocznę przygodę. Dziękuję za ten przepis. PAdamski
Powodzenia. Daj znać jak wyszło!