W ostatni dzień trafiliśmy jednak do cukierni specjalizującej się w baklavie właśnie i kupiliśmy tam całą blachę, po czym z butelką wina i arbuzem udaliśmy się na kamienistą plażę w celu konsumpcji. Szczerze mówiąc po tamtej degustacji miałem dosyć tego słodkiego smaku na lata. Dopiero ostatnio coś mnie tknęło ina nowo zainteresowałem się baklavą.
Stwierdziłem, że nie zrobię klasycznej wersji baklavy, bo takie przepisy już istnieją. Co ciekawe, nie ma jakiegoś jedynego standardu na produkcję baklavy. Każdy pastry chef czy gospodyni robi ją trochę inaczej z zachowaniem kilku podstawowych zasad i czynności. Na pewno musimy mieć cieniutkie ciasto filo, które kupicie w niektórych marketach (ja kupiłem w Warszawie w hipermarkecie na L). Na pewno też musi być masło do smarowania kolejnych warstw, orzechy jako wypełnienie i słodki syrop do nasączenia. Wszystko pomiędzy uznałem za mój wolny wybór i zrobiłem co następuje... 🙂
Masło do smarowania warstw połączyłem z odrobiną miodu, żeby całość się bardziej skarmelizowała. Do tradycyjnych orzechów takich jak włoskie, nerkowce i migdały dodałem prażony sezam oraz kila łyżek matchy. Liczyłem na ładny, zielony kolor, jednak podczas pieczenia nieco przygasł, ale za to matcha zostawiła ciekawy, herbaciany posmak. Kolejną ciekawą warstwę, żeby baklava nie byłą nudna. Na koniec zrobiłem syrop z miodu i miso, czyli zastosowałem podstawowy trick, dzięki czemu słodkie rzeczy są jeszcze pyszniejsze. Miso jest dosyć słone, ma też karmelową konsystencję. Razem z miodem, cukrem muscovado i goździkami nadaje charakteru i głębi. Jako kontrapunkt zastosowałem skórkę z 2 limonek i sok z jednej limonki. Nie mogłem sobie odmówić odrobiny kwaśnego smaku, żeby odświeżyć deser. Wyszedł pyszny!a