Z Texas Red Chilli jest trochę jak z naszym żurem czy bigosem. Prawdopodobnie każdy Teksańczyk robi "Bowl of red" po swojemu, ale każdy też dobrze wie, czego ta potrawka z wołowiny i suszonych papryczek chilli zawierać nie powinna. Na przykład fasoli, która zwykle towarzyszyła temu daniu, ale jako dodatek. Kontrowersyjne bywają też pomidory, których puryści "chilli con carne" nie dopuszczają. W końcu, Texas Red Chili powstało w XIX wieku wśród kultury pasterskiej, gdzie gotowało się z tego co się znalazło na miejscu. Okazuje się, że na teksańskich równinach rosły dzikie papryczki chilli i cebula. Mięso też było dostępne. Z początku upolowana dziczyzna, a kiedy później szaleństwo na chilli przeniosło się do wsi i miasteczek, także w droższa wołowina.
Z moim przepisem starałem się nie rozpędzać i nie mnożyć produktów ponad potrzebę. Jedyna trudność pojawia się ze zdobyciem odpowiednich papryczek. To nie mogą być jakiekolwiek odmiany, a już na pewno nie azjatyckie z wysoką zawartością kapsaicyny. Jako, że Texas Red Chili to danie kuchni Tex-Mex, to powinniśmy nabyć takie odmiany jak guajillo, cascabel, pasilla (dzięki Ale Meksyk za podzielenie się swoimi zasobami), mogą też być aromatyczne ancho i mulato. Wszystkie ostrością można porównać do jalapeno, a po usunięciu pestek danie jest jedynie lekko pikantne. Dobra wiadomość jest taka, że te wszystkie wymienione przeze mnie papryczki można zamówić online w polskich sklepach, także w 24 godziny do was dotrą. Jeśli jednak potrzebujecie kapsaicynowego doładowania to śmiało. Ja postawiłem na kolor i aromat.
Co do mięsa używanego do "Bowl of red" jasnym jest, że nie używamy drogich cięć stekowych. Ja użyłem poprzerastanej tłuszczem krzyżowej, ale sprawdzi się też tłustsze mięso z karku, łopatki, mostku oraz chudsza zrazowa z udźca.