Zanim napiszę trochę więcej o moim daniu, chcę żebyście przeczytali też o świetnym konkursie, w którym możecie wygrać wyjazd na Guinness Workshop w Dublinie. Szczegóły znajdziecie pod przepisem.
Co do mojego przepisu, pewnie nie uwierzycie, ale uważam że jest to najlepsze co jadłem od dawna. Kwintesencja comfort foodu przygotowana, żeby odpowiednio uczcić dzień patrona Irlandii - Św. Patryka. Jak już wiecie do przepisu użyłem Guinnessa. Z tego co pamiętam było on pierwszym piwem typu stout jakie piłem. Stouty charakteryzują się palonym, kawowym smakiem i często dymnym zapachem. Guinness jest bardzo delikatny, wręcz kremowy i jeśli zaczynasz swoją przygodę z ciemnymi piwami, to jest dobry wybór.
Zobacz inne moje przepisy wykorzystaniem piwa.
Długo myślałem nad tym przepisem. Chciałem podać coś, co można złapać do ręki i zjeść do piwa. Powinno być to jednak coś co przywodzi mi na myśl Zieloną Wyspę. Nigdy nie byłem w Irlandii, ale założę się, że każdy mięsożerny Irlandczyk cieszyłby się z mojego przepisu. Postanowiłem wyjść od tradycyjnej zapiekanki pasterskiej (shepherd's pie), czyli duszona, mielona jagnięcina z warzywami korzeniowymi i groszkiem. Zrobiłem zapiekankę jednak po swojemu. Po pierwsze, dodałem charakteru dolewając całą puszkę Guinnessa, a po drugie, doprawiłem nieco chilli i kuminem. Przemyciłem też moją ukochaną kaszankę z wątróbką. Wszystko zamknąłem w fenomenalnych bułkach na parze z przepisu mojej mamy. Takie "parowańce" to jest coś wprost wyjęte z mojego dzieciństwa. Wiem jednak, że w Azji często robi się takie wytrawne bułeczki np. z wieprzowiną. Mamy więc danie fusion pełną gębą.
Wyobraźcie sobie ten zapach po przegryzieniu miękkiej, ciepłej, pachnącej duszoną jagnięciną i piwem bułki? Jeśli pociekła wam ślinka to zapraszam na mój przepis 🙂